Emeryci kontra ZUS - instytucja bez sumienia
W Polsce mamy system, który teoretycznie powinien chronić osoby starsze. Emerytura to przecież nie przywilej - to świadczenie, które człowiek wypracowuje przez dziesiątki lat swojej pracy. Płaci składki, ufa państwu, liczy na to, że kiedy nadejdzie moment, będzie mógł w spokoju i bezpiecznie korzystać z tego, co mu się słusznie należy.
Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
ZUS - instytucja, która powinna stać po stronie emerytów - coraz częściej działa jak bezduszna maszyna. I nie chodzi tu o błędy czy pomyłki. Chodzi o systemowe decyzje, które pozbawiają ludzi środków do życia, upokarzają ich, traktują jak winnych, choć ci ludzie nic złego nie zrobili.
Ten artykuł powstał w oparciu o realną sprawę mojego klienta - siedemdziesięcioletniego emeryta, który całe życie przepracował legalnie. Dwa lata temu złożył wniosek o emeryturę w Polsce. ZUS przyznał mu świadczenie bez zastrzeżeń. Wszystko było zgodne z prawem.
A teraz - po dwóch latach - ZUS przysłał decyzję o zawieszeniu wypłat i wezwał do zwrotu ponad 80 tysięcy złotych. Dlaczego? Bo mój klient nie rozwiązał umowy o pracę z brytyjskim pracodawcą choćby na jeden dzień przed złożeniem wniosku. Nie było żadnego zatajenia. Nie było nadużycia. Wszystko było jawne. A mimo to potraktowano go jak oszusta.
ZUS powołał się na przepisy, które - jak pokażę dalej - nie tylko nie dają mu prawa do takich działań, ale wręcz zakazują zawieszania emerytur w takich sytuacjach. Będziemy analizować konkretne akty prawne: krajowe, unijne i konstytucyjne. I pokażę, dlaczego decyzja ZUS-u jest bezprawna, absurdalna i moralnie niedopuszczalna.
Ten tekst to nie tylko analiza prawna. To również apel - do prawników, do urzędników, do społeczeństwa - żebyśmy przestali udawać, że to jest normalne. Bo nie jest.
Co zrobił ZUS? - krok po kroku
Pan Andrzej ma dziś 70 lat. Całe życie pracował legalnie, odprowadzał składki, nie kombinował, nie oszukiwał systemu. Od kilku lat zatrudniony jest na etacie u brytyjskiego pracodawcy w Irlandii Północnej. W 2022 roku osiągnął wiek emerytalny i złożył wniosek o emeryturę z polskiego ZUS-u. Decyzja była pozytywna. Świadczenie zostało przyznane i przez dwa lata wypłacane – bez zastrzeżeń, bez pytań, bez żadnych sygnałów, że coś jest nie tak.
Aż do maja 2025 roku.
Wtedy Pan Andrzej otrzymał pismo. ZUS poinformował go o zawieszeniu wypłaty emerytury oraz wezwał do zwrotu dotychczas wypłaconych świadczeń – w łącznej kwocie ponad 80,000 złotych. Powód? Artykuł 103a ustawy o emeryturach i rentach z FUS.
ZUS stwierdził, że Pan Andrzej powinien był rozwiązać umowę o pracę choćby na jeden dzień, zanim złożył wniosek o emeryturę.
Nie było żadnej wcześniejszej informacji. Żadnego ostrzeżenia. Żadnej edukacji. Nikt nie powiedział mu, że taki warunek istnieje. Dla przeciętnego emeryta to wiedza ukryta w systemie - a przecież mówimy o osobie starszej, która ma prawo nie znać niuansów interpretacyjnych przepisów sprzed 25 lat.
I tu pojawia się zasadnicza nierówność.
ZUS i Urząd Skarbowy mają dziś dostęp do rozbudowanych systemów wymiany informacji - chociażby w ramach CRS (Common Reporting Standard), czyli międzynarodowego mechanizmu przesyłania danych o dochodach, kontach, zatrudnieniu. Mają pełny obraz sytuacji podatnika. Ale mimo tej przewagi - nie informują, nie ostrzegają, nie uczą. Zamiast tego: karzą.
Pan Andrzej nie jest wyjątkiem. Poprowadziłem już ponad 600 spraw z pogranicza prawa krajowego i międzynarodowego. I ten przypadek wpisuje się w powtarzalny wzorzec:
Państwo ma wiedzę – ale nie ostrzega, nie edukuje; obywatel tej wiedzy nie ma - a ponosi konsekwencje.
W tym konkretnym przypadku ZUS powołał się na szereg przepisów - krajowych i unijnych - które mają uzasadniać decyzję. W kolejnych punktach pokażę, dlaczego to nie tylko błędna wykładnia prawa. To świadome stworzenie konstrukcji pozornej legalności, której jedynym realnym skutkiem jest upokorzenie człowieka i odebranie mu prawa nabytego.
Na co powołuje się ZUS? – analiza podstaw prawnych z decyzji
W swoim piśmie Zakład Ubezpieczeń Społecznych poinformował mojego klienta o zawieszeniu wypłaty emerytury i jednocześnie wezwał go do zwrotu wszystkich dotychczas wypłaconych świadczeń – w wysokości ponad 80,000 złotych.
W uzasadnieniu tej decyzji ZUS powołał się na kilka przepisów prawa krajowego oraz unijnego. Na pierwszy rzut oka konstrukcja wydaje się spójna – ale tylko pozornie. Bo gdy wczytamy się w treść tych przepisów i zobaczymy, jak są naprawdę skonstruowane, okazuje się, że albo w ogóle nie odnoszą się do sytuacji Pana Andrzeja, albo wręcz zakazują tego, co ZUS zrobił.

a. Rozporządzenie (WE) nr 883/2004
To podstawowy akt prawa unijnego regulujący koordynację systemów zabezpieczenia społecznego. ZUS powołuje go ogólnie – bez wskazania konkretnego przepisu. Tymczasem kluczowy jest tu art. 7, który wprost stanowi, że:
„świadczenia pieniężne nie mogą być zmniejszane, zmieniane, zawieszane ani konfiskowane z tego tylko powodu, że uprawniony (…) ma miejsce zamieszkania w innym państwie członkowskim.”
ZUS zastosował właśnie taki mechanizm – zawiesił wypłatę z powodu kontynuowania legalnej pracy za granicą. Tymczasem rozporządzenie unijne zakazuje tego wprost.
b. Rozporządzenie (WE) nr 987/2009
To akt wykonawczy do rozporządzenia 883/2004. Dotyczy technicznych aspektów współpracy między instytucjami ubezpieczeniowymi państw członkowskich. ZUS powołał się na niego jako podstawę pozyskania informacji o zatrudnieniu Pana Andrzeja w Wielkiej Brytanii.
To ważne, ale trzeba podkreślić: to nie jest przepis materialny – nie pozwala on zawiesić emerytury ani stwierdzić jej nienależności. Służy wyłącznie do potwierdzenia faktów między instytucjami. Czemu zatem nie wykorzystał systemu CRS w momencie przyznawania emerytury w 2022 roku?
c. Art. 61 § 4 oraz art. 10 Kodeksu postępowania administracyjnego
ZUS przywołał te przepisy, by wykazać, że postępowanie zostało wszczęte zgodnie z procedurą. Z art. 61 § 4 wynika, że organ może wszcząć postępowanie z urzędu, gdy wymaga tego interes społeczny lub przepisy prawa. Art. 10 KPA obliguje do umożliwienia stronie wypowiedzenia się co do zebranych dowodów.
Są to jednak przepisy czysto proceduralne. Nie dają one ZUS-owi żadnej podstawy do zawieszenia świadczenia.
d. Art. 124 ustawy o emeryturach i rentach z FUS
Ten przepis dotyczy zwrotu nienależnie pobranych świadczeń. Żeby zastosować ten artykuł, ZUS musi wykazać, że osoba:
- nie miała prawa do świadczenia,
- wiedziała lub powinna była wiedzieć, że świadczenie jej nie przysługuje.
W przypadku Pana Andrzeja oba te warunki nie są spełnione: prawo do emerytury zostało mu przyznane na podstawie złożonego wniosku, a żadna instytucja nigdy nie poinformowała go, że musi rozwiązać umowę o pracę, by otrzymać świadczenie. Trudno wymagać, by przeciętny emeryt wiedział o wewnętrznych interpretacjach art. 103a - zwłaszcza że mówimy o przepisie z 1998 r.
e. Art. 103a ustawy o emeryturach i rentach z FUS - (nie podany wprost, ale zastosowany)
To główna – choć ukryta – podstawa decyzji ZUS. Artykuł ten mówi, że wypłata emerytury podlega zawieszeniu, jeśli osoba nie rozwiązała stosunku pracy przed dniem nabycia prawa do emerytury. W praktyce oznacza to:
Zwolnij się na jeden dzień, złóż wniosek, a potem możesz wrócić do pracy.
Ten przepis jest nie tylko niezrozumiały dla większości obywateli – jest też analitycznie martwy i całkowicie nieskuteczny w ochronie interesu publicznego. Do tego - jak pokażę w kolejnych fragmentach tego artykułu - pozostaje w rażącej sprzeczności z prawem unijnym oraz zasadami konstytucyjnymi.
Na tych podstawach ZUS próbuje uzasadnić decyzję o zawieszeniu wypłaty i żądaniu zwrotu ponad 80,000 zł. Jednak w mojej opinii te argumenty nie wytrzymują zderzenia ani z literą, ani z duchem obowiązującego prawa.
Co te przepisy naprawdę znaczą? – obalenie argumentacji ZUS
W swojej decyzji ZUS powołał się na zestaw przepisów, które mają rzekomo uzasadniać zawieszenie wypłaty emerytury i żądanie zwrotu ponad 80 000 złotych. Problem w tym, że przyjęta przez ZUS interpretacja tych przepisów jest nie tylko przestarzała, wyrwana z kontekstu i niezgodna z realiami życia, ale przede wszystkim pozostaje w sprzeczności z nadrzędnym prawem unijnym i konstytucyjnym.
Poniżej wyjaśniam – przepis po przepisie – co one naprawdę znaczą i dlaczego nie upoważniają ZUS-u do tego, co zrobił.
a. Rozporządzenie (WE) nr 883/2004 – art. 7
To rozporządzenie to podstawa całego systemu koordynacji świadczeń społecznych w Unii Europejskiej (a po Brexicie - również w relacji z Wielką Brytanią, dzięki umowie UE–UK). Art. 7 brzmi jasno:
„Pieniężne świadczenia nie mogą być zmniejszane, zmieniane, zawieszane ani konfiskowane z tego tylko powodu, że uprawniony lub członek jego rodziny ma miejsce zamieszkania w innym państwie członkowskim.”
ZUS zawiesił wypłatę świadczenia Panu Andrzejowi z powodu kontynuowania pracy za granicą. Choć formalnie nie wskazuje, że chodzi o „miejsce zamieszkania”, to właśnie ono powoduje konieczność dalszego zatrudnienia. Pan Andrzej mieszka w Anglii i z polskiej emerytury – przy obecnych kosztach życia w Wielkiej Brytanii – nie byłby w stanie się utrzymać. Musi pracować.
Zawieszenie emerytury z tego powodu jest więc w praktyce karą za to, że mieszka i pracuje za granicą. Tymczasem prawo unijne - wprost - tego zakazuje. Rozporządzenie 883/2004 powstało właśnie po to, by mobilni obywatele UE nie byli karani za to, że żyją poza granicami swojego kraju pochodzenia.
ZUS, stosując art. 103a w sposób literalny, łamie nie tylko sens, ale też ducha tego rozporządzenia.
b. Rozporządzenie (WE) nr 987/2009
Ten akt wykonawczy służy wymianie informacji pomiędzy instytucjami ubezpieczeniowymi. To właśnie dzięki niemu ZUS może uzyskać od brytyjskich instytucji dane o tym, że ktoś jest nadal zatrudniony – np. w ramach Common Reporting Standard (CRS).
Ale skoro ZUS miał narzędzia, by ustalić ten fakt – dlaczego nie skorzystał z nich na etapie przyznawania emerytury w 2022 roku?
Dlaczego nie zapytał wtedy o aktualny status zatrudnienia? Dlaczego nie wstrzymał wypłaty w momencie złożenia wniosku – tylko teraz, po dwóch latach, żąda zwrotu świadczenia, które sam wcześniej zatwierdził?
To nie błąd systemu – to systemowy wybór, by działać wstecz, nie informując, nie pouczając, nie wyjaśniając. A to przeczy zarówno zasadzie zaufania obywatela do państwa, jak i funkcji przepisów wykonawczych, które mają służyć ochronie świadczeniobiorcy, nie urzędowi.
c. Art. 61 § 4 i art. 10 Kodeksu postępowania administracyjnego
ZUS powołuje się na te przepisy po to, by wykazać, że wszczęcie postępowania z urzędu było legalne, a strona miała możliwość ustosunkowania się do zarzutów. Ale to są czysto proceduralne zapisy. Nie dają one podstawy do zawieszenia świadczenia ani do jego zwrotu.
Warto jednak postawić tu inne pytanie:
Czy samo wszczęcie postępowania - nawet zgodne z KPA - może usprawiedliwiać zastosowanie środka tak drastycznego, jak odebranie prawa do świadczenia nabytego w dobrej wierze?
W świetle bierności ZUS powoływanie się na KPA jako „tarczy formalnej” wygląda po prostu na próbę stworzenia pozoru zgodności z prawem.
d. Art. 124 ustawy o emeryturach i rentach z FUS
Ten przepis dotyczy zwrotu nienależnie pobranych świadczeń. Ale żeby go zastosować, ZUS musi wykazać, że:
- świadczenie nie przysługiwało z mocy prawa, oraz
- świadczeniobiorca wiedział lub mógł wiedzieć, że pobiera je nienależnie.
W przypadku Pana Andrzeja - oba warunki są niespełnione. Emerytura została przyznana formalną decyzją ZUS-u. Przez dwa lata wypłacana była bez żadnych zastrzeżeń. Pan Andrzej nie został poinformowany o istnieniu obowiązku rozwiązania stosunku pracy, a jego sytuacja zawodowa była jawna i możliwa do ustalenia przez ZUS w chwili składania wniosku.
To nie świadczeniobiorca zawiódł. To ZUS nie dopełnił obowiązku pouczenia i sprawdzenia. Dlatego nie może dziś - z czystym sumieniem - powoływać się na ten przepis, by domagać się zwrotu emerytury.
e. Art. 103a ustawy o emeryturach i rentach z FUS
To kluczowy przepis, na którym - choć nie wprost - oparta została cała decyzja ZUS. Artykuł ten mówi, że jeśli osoba ubiegająca się o emeryturę nie rozwiąże stosunku pracy przed złożeniem wniosku, to świadczenie nie przysługuje i jego wypłata może zostać zawieszona.
Ale ten przepis to relikt z końca lat 90., który był wielokrotnie zawieszany, zmieniany i przywracany w różnych formach.
Co więcej – jego zastosowanie prowadzi do czysto formalistycznych absurdów, takich jak konieczność „zwolnienia się na jeden dzień” tylko po to, by w poniedziałek wrócić do tej samej pracy. I właśnie takiej „zbrodni” miał się dopuścić Pan Andrzej.
Ale – pytamy:
czy naprawdę sens systemu emerytalnego polega na tym, by wymuszać na siedemdziesięciolatku jedniodniowe przerwy w zatrudnieniu? Czy to ma jakąkolwiek wartość z punktu widzenia finansów publicznych, stabilności ZUS czy ochrony interesu społecznego?
Nie. To ma tylko jeden efekt: upokorzenie świadczeniobiorcy i odebranie mu pieniędzy, które sam wypracował.
I nawet jeśli przepis krajowy istnieje - to nie może być stosowany wbrew nadrzędnemu prawu unijnemu i konstytucyjnym zasadom państwa prawa.
Uważam zatem, że wszystkie przepisy, na które powołał się ZUS, zostały użyte w sposób niepełny, jednostronny lub czysto fasadowy. Ich rzeczywiste znaczenie – i cel, dla którego istnieją – został pominięty.
Zamiast chronić świadczeniobiorcę, instytucja publiczna posłużyła się literą prawa jako narzędziem do egzekwowania absurdu, ignorując podstawowe zasady logiki, sprawiedliwości społecznej i lojalności państwa wobec obywatela.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2012 r. i pytanie: po co nam art. 103a?
W 2012 roku Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, który do dziś pozostaje jednym z najważniejszych orzeczeń dotyczących emerytur w Polsce. Wyrok z dnia 13 listopada 2012 r., sygn. K 2/12 dotyczył właśnie art. 103a ustawy o emeryturach i rentach z FUS - dokładnie tego samego przepisu, na podstawie którego ZUS dziś zawiesza świadczenia i żąda ich zwrotu.
Trybunał uznał wtedy, że stosowanie tego przepisu wobec osób, które nabyły prawo do emerytury przed 1 stycznia 2011 r., jest niekonstytucyjne. Wskazał, że takie działanie narusza zasadę ochrony praw nabytych oraz zasadę zaufania obywatela do państwa, wynikającą z art. 2 Konstytucji RP. Powód? Ludzie działali zgodnie z obowiązującym wtedy prawem. Państwo nie może po latach powiedzieć: „teraz obowiązuje coś innego – oddaj wszystko”.
Owszem - wyrok dotyczył tylko osób, które nabyły emeryturę przed 2011 rokiem, kiedy przepis był jeszcze formalnie wyłączony. Ale sedno tego wyroku jest znacznie głębsze. Trybunał powiedział wprost: państwo nie może karać obywatela za to, że korzysta z przyznanego mu prawa - tym bardziej, jeśli sam urząd przyznał to prawo bez zastrzeżeń.
I właśnie dlatego sprawa Pana Andrzeja wpisuje się w ten schemat.
Bo nawet jeśli art. 103a dziś formalnie obowiązuje, trzeba postawić pytanie: dlaczego wcześniej go zniesiono – a potem znowu wprowadzono? Co się zmieniło? Dlaczego ten przepis został przywrócony, skoro wcześniej uznano, że jest zbędny, nieskuteczny i nieproporcjonalny?
Dziś widzimy, że jego przywrócenie nie służy żadnemu realnemu celowi społecznemu ani fiskalnemu. Nie chroni systemu emerytalnego. Nie przynosi oszczędności. Służy wyłącznie do tego, by wykluczać, karać, upokarzać.
Zmuszanie emeryta do rozwiązania umowy o pracę na jeden dzień tylko po to, żeby mógł legalnie złożyć wniosek o świadczenie – to nie jest racjonalna polityka społeczna. To jest formalizm oderwany od rzeczywistości.
Trybunał w 2012 roku już raz powiedział, że takich rzeczy robić nie wolno.
Więc może pytanie brzmi dziś nie „czy przepis obowiązuje?”, tylko:
po co w ogóle go przywróciliśmy?
I czy naprawdę chcemy budować system, w którym emeryta ściga się po latach, bo nie znał przepisu z lat 90tych - i każe mu się oddać wszystko, co dostał?
Systemowy absurd. Jeden dzień, który kosztuje 80 tysięcy złotych
Cała ta sprawa - i setki podobnych - sprowadza się do jednej rzeczy:
Pan Andrzej nie rozwiązał umowy o pracę na jeden dzień.
Dosłownie: zabrakło jednego dnia przerwy w zatrudnieniu, zanim złożył wniosek o emeryturę.
Gdyby formalnie rozwiązał umowę i wrócił do pracy nazajutrz - na tych samych warunkach, u tego samego pracodawcy - emerytura byłaby wypłacana normalnie. Ale że tego nie zrobił - teraz, po dwóch latach - ZUS zawiesza świadczenie i żąda zwrotu ponad 80,000 złotych.
Nie za oszustwo.
Nie za zatajenie informacji.
Nie za nadużycie.
Za formalność, której nikt mu nigdy nie wytłumaczył.
To jest właśnie sedno problemu.
System, który nie chroni nikogo, nie zapobiega nadużyciom, nie dba o stabilność finansów publicznych - tylko egzekwuje literalne brzmienie przepisów, nawet wtedy, gdy nie mają one żadnego sensu praktycznego.
Dla tysięcy starszych ludzi takie rzeczy są nie do zrozumienia.
Nie znają przepisów, nie mają doradców, nie czytają ciężkich do zrozumienia ustaw.
Składają wniosek, bo osiągnęli wiek emerytalny i uważają, że wszystko zrobili zgodnie z prawem. Skoro urząd przyznał emeryturę - to przecież wszystko się zgadza, prawda?
ZUS nie informuje.
Nie ostrzega.
Nie wyjaśnia.
A kiedy po czasie stwierdzi, że „jednak coś było nie tak”, uruchamia pełną procedurę: zawieszenie wypłaty, wezwanie do zwrotu, pismo z żądaniem dokumentów.
I to wszystko z powodu… dnia, którego nie było.
Trudno to nazwać inaczej niż systemową pułapką.
Emeryt nie ma jak się obronić, bo nie miał szansy wiedzieć, że w ogóle jest coś do obrony.
Czy naprawdę chcemy żyć w państwie, które egzekwuje jednozdaniowy przepis z 1998 roku w taki sposób, że starszy człowiek zostaje bez środków do życia - tylko dlatego, że nie „wstrzymał” pracy na 24 godziny?
To nie prawo.
To nie ochrona systemu.
To czysty formalizm, który upokarza starszych ludzi.